niedzielny poranek. kuchnia. wyciągam patelnie z szafki, masło z lodówki i jajka dla odmiany z lodówki.
- ile zjesz jajek?
- dwa.
- na pewno tylko dwa?
- tak na pewno. jak zjem więcej to się porzygam.
- a co chcesz do picia?
- kawę. mocną. kurewsko mocną. wsyp ze cztery łyżeczki.
wrzucam masło na patelnie. stawiam na najmniejszym gazie. obok na szafce kładę pięć jajek. wlewam wodę do czajnika. wyciągam dwa kubki, talerzyki, zestaw sztućców. masło się jeszcze nie roztopiło więc wsypuję kawę. teraz jajka na patelnię. solę. jak zawsze trochę mniej niż powinienem. zawsze przecież można sobie dosolić na talerzu. zresztą z moją bolącą głową ciężko to wszystko ogarnąć. tam bolącą napierdala jak nigdy.
- ale mnie łeb napierdala.
- weź nic nie mów. mnie dzisiaj czeka dziesięć godzin w pracy.
- współczuję. pamiętasz w ogóle jak wczoraj wróciliśmy do domu? bo mi się chyba film urwał.
- no urwał ci się. byłeś nieprzytomny jak wróciliśmy.
- serio?
- no niestety tak.
- dlaczego niestety?
- bo byłeś bezużyteczny, a miałem ochotę się z tobą przespać.
no tak. tylko czy on mówi serio, czy tylko sobie żartuje. to byłoby skrajnie niemoralne. chociaż taka niemoralna impreza mogłaby się skończyć niemoralnym seksem. o czym ja w ogóle myślę.
- chodź do kuchni. jajecznica gotowa, a zimna będzie niedobra.
- no już idę.
- kiedy wraca twój mąż?
- za jakieś pół godziny powinien być na dworcu.
- wcinaj jajecznicę, bo zimna będzie.