próbuję zmienić ten jebany program
od napisania poprzedniej notki ciągle i prawie bezproduktywnie siedzę przy kompie.
myślę.
przeglądam jakieś pierdoły w sieci.
myślę o nim. ciągle. zamykam oczy i widzę jego wzrok z tego wieczoru, kiedy się poznaliśmy. minęło już trochę czasu, od tamtej chwili. najwyższa pora żeby mi przeszło. albo i niech nie przechodzi. ten błogostan to świetna sprawa.
znowu dzisiaj nic nie zjadłem. nie chciało mi się iść do kuchni. w końcu to tak blisko.
jakaś kawa wypita bardziej dla przyjemności kubków smakowych niż dla pobudzenia.
kawa rozpuszczalna mi się skończyła. muszę jutro pamiętać żeby kupić.
gdybym kuchnie miał w poznaniu, to bym z niej nie wychodził.
boję się. że to tylko z mojej strony. że wszystkie jego zapewnienia, deklaracje, to tylko puste słowa na bezpieczną odległość. kurwa jak się tego boję.
gdyby nie sprawy, które muszę zamknąć tu -- na miejscu, już dawno miałbym kuchnie w poznaniu.
idiota ze mnie. chcieć rzucić wszystko już po kilku godzinach znajomości i kilku sms-ach. chcieć mieszkać w zupełnie obcym mieście.
sam siebie oszukuję. wszystkie ważne sprawy mogę kończyć na odległość -- wystarczy dostęp do internetu. nie muszę tu siedzieć. spokojnie mogę wyjechać. choćby najbliższym pociągiem.
muszę obserwować walkę własnych uczuć z własnym rozsądkiem. układam sobie jakiś plan. za moment potyczka uczuć z rozsądkiem wnosi o rewizję tegoż planu. i kurwa w tym telewizorze nie da się przełączyć kanału. nic mi innego nie pozostaje jak oglądać kolejny raz ten sam program.
myślę. tęsknię. boję się.
chcę się do ciebie przytulić na dobranoc.
próbuję zmienić ten jebany program.
oczy mi łzawią -- za dużo przed monitorem.
idę spać.